piątek, 13 kwietnia 2012

.4.


ROZDZIAŁ CZWARTY

Jev

    Przed jego oczami pojawiały się niekompletne obrazy jak źle zmontowany film: oczy, obce i wrogie. Twarde dłonie i ucisk na nadgarstkach, a zaraz potem konary drzew kołyszących się na wietrze. Sny:  potwór z krwistoczerwonymi diabelskimi oczami,  fragment ucieczki przez ciemny las i spadek w dół, a potem nic.
    Im coraz więcej czasu mijało, tym coraz szybciej dochodził do siebie.
    Wyostrzone belki wbijały mu się w barki, powodując nieprzyjemny ból. Spróbował poruszyć się, ale coś go trzymało. Został przywiązany. Do tego kołysanie raz w prawo raz w lewo, powodowało mdłości.
   Jęknął, nie mogąc otworzyć ponownie oczu. W głębi duszy nie chciał ich nawet otwierać, bojąc się na widok jaki zobaczy.
    Ku jego zdziwieniu kołysanie ustało. Głosy kroków także. Dookoła panowała bezwzględna cisza, co trochę go zaniepokoiło. Nagle został szarpnięty za koszulę i postawiony w pionie. Nawet nie zauważył kiedy odwiązano go od belek. A może to że był do nich przywiązany tylko mu się zdawało? Nie miał pewności. Czuł się słaby i zmęczony.
    Został niespodziewanie popchnięty, przez co zarył twarzą o ziemię i uderzył w ostry kamień. Znowu wydał jęk, tym razem głośniejszy  i spostrzegł ze ręce ma związane z tyłu. Podniósł się z trudem na kolana. Wzdłuż skroni spływała mu strużka krwi, która powoli docierała do końca brody, by móc potem spaść w kroplach ciemnoczerwonej gęstej cieczy na ziemię.
    Oplótł spojrzeniem okolice, gdy ostrość jego wzroku poprawiła się. Otworzył szerzej oczy niedowierzając w to co widzi.
     Przed nim stało sześciu ludzi odzianych w ciemnozielone zbroje, na których wygrawerowane były łuski. Zaczynała się od ramion i figlarnymi płatami schodziła w dół, kończąc się przed kolanami. Mieli naramienniki w tym samym kolorze co zbroja, a na piersi był wytatuowany herb w kształcie zawiłych linii. Dokładnie nie mógł się jemu przyjrzeć, bo słońce niemile go oślepiało. Na nogach mieli wysokie buciory, sięgające kolan. Dziwne połączenie glanów z kozakami. Osadzony na biodrach szeroki pas, do którego przyczepiony był miecz, zwisał luźno.
    Wyglądali jak wyciągnięci z gry albo przybysze z innego wymiaru. Każdy miał groźne i lodowate spojrzenie, które wywoływało nieprzyjemne dreszcze. Twarz była nieprzenikniona jakby została wykuta z marmuru. Nie posiadała żadnych emocji, przez co wydawali się jeszcze bardziej wyrafinowani i potężni.
    Nagle znajomy jęk wyrwał Jev’a z oględzin nieznajomych.
    - Zo! – krzyknął, gdy bezwładnie upadła tuż obok niego. Powolnym ruchem przewróciła się na plecy i oddychała szybko. Pokiwała na znak głową, że nic jej nie jest. Uśmiechnęła się blado, by podnieść go na duchu i żeby się o nią nie martwił. Jev zauważył, że ręce także miała związane i nie była w lepszym stanie niż on.
    Po chwili dołączył do nich także Arthur. Klęczeli we trójkę na ziemi ubrudzeni i zmęczeni. Węzły, otaczające ich dłonie, wbijały się niemiłosiernie w skórę powodując piekący ból. Nikt z nich się nie odzywał do czasu gdy nieznajomi odeszli na bok i pogrążyli się w rozmowie, zapewnieni że żaden ze złapanych przez nich więźniów nie ucieknie.
    - Masz ten scyzoryk, co dała ci Zo? – Jev zapytał niemal bezgłośnie Arthur’a, przybliżając się bezszelestnie w jego stronę.
    - Miałem…ale przecież ci go potem oddałem. – rzucił w odpowiedzi.
    Jev zmarszczył brwi w zamyśleniu, lecz po chwili przypomniał sobie gdzie go schował. Wygiął się w lekki łuk i wsadził związane dłonie do tylnej kieszeni spodni i wyjął scyzoryk. Wysunął mały nożyk i obrócił go w taki sposób, żeby mógł przejeżdżać ostrym krańcem po linie. Niestety nie przynosiło to większych efektów.
    - Nie dam rady… - syknął zły po dłuższej chwili fatygowania się z liną krępującą jego dłonie. – To jest do kitu. Jednak w filmach kłamią. Nie jest to wcale takie łatwe. – zacisnął zęby dalej się siłując, lecz po chwili odpuścił sobie.
    - Następnym razem zakup sobie pistolet i nie rozstawaj się z nim. Dzięki niemu nawet cię nie złapią. Wystarczy, że przyłożysz komuś lufę do skroni i już zaczyna się modlić, niemal od razu skreślając swoje życie. – rzucił sarkastycznie Arthur.
    - No może masz rację, ale moim zdaniem pistolet by ich tylko rozdrażnił.  Tu przydałaby się bazooka. – powiedział Jev i spojrzał znacznie na Arthura.
    Nagle ktoś głośniej warknął i w ich stronę zaczął zbliżać się wojownik. Wyglądał nieco inaczej w wyglądzie, natomiast wyraz twarzy miał taki sam jak inni. Zbroja była taka sama, tylko dodatkowo w niektórych miejscach ciągnęły cię misterne wzory. Jego pas był wykładany kamieniami, a miecz wydawał się większy i ozdabiany takimi samymi wzorami co na zbroi.
    - Kaz nu gen ban trisen dahne? – zapytał gardłowym tonem, na co Arthur i Jev wyszczerzyli oczy zbici z tropu. Natomiast Zoey uniosła delikatnie brwi do góry i odpowiedziała powoli.
    - Misz kance nomin untreicen win parda ban misz kieri polonie ban nortice ishe langunem. – Wojownik odmaszerował kierując się do swoich pobratymców. Arthur i Jev byli jeszcze bardziej zdziwieni. Wbili w nią wzrok niepewni czy rzeczywiście coś odpowiedziała.
    - No co? To starożytny wymarły język. Uczyłam się go z ciekawości. Oczywiście nie byłam w nim mistrzynią, ale podstawowe wypowiedzi i informacje znam. I nawet go jeszcze teraz pamiętam. – powiedziała w odpowiedzi na ich pytające spojrzenia.
    - To rzeczywiście musiało Ci się nudzić. Co im powiedziałaś? – zapytał Jev.
    - Że nie wiemy jak się tutaj znaleźliśmy oraz mówimy po polsku i nie bardzo znamy ich język. – wzruszyła nonszalancko ramionami.
    Coraz głośniejsze rozmowy wojowników przerwały pogaduszki trójki przyjaciół. Zaczęli się sprzeczać i nadmiernie gestykulować rękami. Po dłuższym czasie ten sam wojownik co przedtem podszedł do nich. Zacisnął dłonie w pięści. Z jego oczu biła nieskrywana nienawiść.
    - Jesteście intruzami,cudzoziemcami. A obcy nie mogą o nas wiedzieć. Nikt z waszego świata nie powinien wiedzieć, że my w ogóle istniejemy. Dlatego zadecydowaliśmy, że zostaniecie straceni. – rzucił groźnie i posłał im szyderczy uśmieszek, w którym wyraźnie widać było wydłużone nieco kły. Mogliby przysiąc, że zabicie ich zrobi mu wielką przyjemność. – To jak, kto pierwszy odejdzie z tego świata?
    Jev’owi na samo wypowiedzenie tych słów serce zabiło szybciej. Jak to mieli zginąć? Myślał nerwowo i z przerażeniem patrzył wojownikowi w oczy. Nie żartował. Te kolosy naprawdę chciały ich zamordować. Zerknął na Zoey. Zbladła kompletnie, niemal stała się przezroczysta od napływu strachu. Za to Arthur miał nadal otwarte szeroko oczy i tak jak on nie dowierzał temu, co miało nastąpić.
    - Blondynek. – rzucił krótko i ruszył w stronę Arthura. Ten nawet nie zdążył zareagować bo wojownik chwycił go za gardło , unosząc do góry i rzucił z niespotykaną siłą w przód. Arthur uderzył z impetem w ziemie, wydając przy tym zduszone jęki.
    - Zostaw go! Zostaw!!! – wydzierała się Zoey na całe gardło i chciała wstać, ale ledwo zrobiła ruch a ktoś chwycił ją i pociągnął za barki, unieruchamiając. Ugryzła go z całej siły w przedramię, na co ten warknął i cofnął rękę. Skorzystała z okazji i kopnęła go w męski narząd rozrodczy. Tym razem zaskowyczał i padł na kolana.
    Już miała podbiec do Arthura gdy kolejnych dwóch ludzi rzuciło się na nią. Ku ich zdziwieniu była silna i wojownicza. Po chwili została unieruchomiona. Już się nie wyrywała ze względu na przyłożony do krtani nóż.
    Jev był w tej samem pozycji. Spojrzał w kierunku Zoey, pragnąc się jakoś uwolnić i pomóc jej i Arthur’owi, ale nie był w stanie tego zrobić. Spostrzegł że w oczach Zo tłoczą się łzy, nie tylko przerażenia ale i furii.
    - Oh, jaka waleczna. – powiedział z rozbawieniem wojownik, który trzymał Arthura w kleszczach i wymachiwał przy nim nożem.- Niestety, za chwile on i ty pożegnacie się z życiem.
    - Cholerny żołnierzyk! – warknęła Zoey, bliska wybuchu płaczu. Zaczęła się szamotać, chcąc pomóc Arthurowi.
    - Jej, odważna jesteś. – rzucił ze złowrogim błyskiem w oku i odsłonił kły jakby były jego przydatną bronią- Mówiąc takie rzeczy komuś, kto trzyma nóż przy krtani twojego przyjaciela… oraz za chwile przy twojej. Bo to ja zadecyduje czy umrzesz szybko czy w męczarniach! – warknął głośno, wyraźnie wkurzony i chwycił Arthura za włosy, podnosząc do góry.  Przyłożył nóż do krtani chłopaka, chcąc zadań ostateczny cios, gdy nagle rozległ się głośny, potężny kobiecy głos.
    -Stop!!!

11 komentarzy:

  1. No nareszcie! Ile ja sie naczekałam... Rozdział fajny, tylko szkoda, żetaki krótki :( Będę czekać na następny, oby już nie tak długo.
    Zapraszam do mnie
    http://chwilazapomnienia-adrianna.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow! Baaaardzo mi się podoba! Wciągający ten twój tekst;D

    KrwawaMil

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow! Spodobało mi się bardzo i do tego wciągnęło;) Pisz dalej ^^

    KrwawaMil

    OdpowiedzUsuń
  4. Aaaa, kocham to! ;3 Tylko czemu takie krótkie i dlaczego tak dłuuuugo musiałam czekać! xD
    Nie no epik i czekam na więcej kochana! :*

    OdpowiedzUsuń
  5. O kurczę, ale się porobiło. Bardzo ciekawy rozdział, rzeczywiście krótki, ale za to sporo się dzieje. Ze zniecierpliwieniem oczekuję ciągu dalszego! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Podoba mi się, czekam na next'a. ^^

    OdpowiedzUsuń
  7. swietny rodział , czekam na nsetępny + zapraszam do siebie ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. hm ^^ Nie no, trochę krotki, ale i tak coś.. coś mi nie do gustu przypadł ten Arthur ^^

    zapraszam do siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  9. O kurczę, weszłam sobie, żeby sprawdzić "co tam", a tu nowy wygląd! :) Bardzo mi się podoba.

    OdpowiedzUsuń
  10. Hey. Genialne. Zapraszam do mnie :)

    http://rosediares.bloog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  11. Nominowałam cię do Versatile Blogger Award więcej informacji znajdziesz na http://love-party-love.blogspot.com/2013/04/zostaam-nominowana-do-versatile-blogger.html

    OdpowiedzUsuń